Wyposażenie w moc

Wyposażenie w moc

Aby nastąpiła prawdziwa reformacja i odrodzenie, musimy zrozumieć, jak na co dzień chodzić z Bogiem tak, aby uzdolnił nas do wzniesienia się ponad dziedziczne i pielęgnowane skłonności. Niewielu z nas rozumie, na czym polega nasz stały kontakt z naszym Niebiańskim Ojcem, w każdej chwili naszego życia. Jest to specjalna siła dla człowieka do osiągnięcia tego doświadczenia, aby prowadził On swoje rodziny i zbory do Boga.

“Z bojaźnią i ze drżeniem zbawienie swoje sprawujcie. Albowiem Bóg to według upodobania sprawia w was i chcenie i wykonanie.”—Filipian 2,12.13

Te dwa krótkie wersety zawierają w sobie sekret wyposażenia w moc. Bóg dokonuje tego w Tobie i we mnie, i tak jak On to czyni, tak samo my powinniśmy przekazywać to dalej. To takie proste. Jest to tajemnica, jak stać się człowiekiem wyposażonym w moc, wyposażonym w moc mężem, i wyposażonym w moc ojcem. To jest klucz do życia poza mitami, które nas rozczarowują, i do odnalezienia sedna prawdziwego celu i spełnienia. To właśnie dostarcza ten opał do ognia prawdziwej odwagi, prawdziwej uczciwości i szczerości serca. Jest to tak proste, że nawet małe dziecko może to zastosować; a przy tym tak głębokie w rozpoczęciu i wynikach, że nawet największy człowiek na ziemi nie jest w stanie tego wyczerpać.

Bóg Stworzyciel, Ten, który jednym słowem powołał do istnienia cały świat, pracuje we mnie. Pracuje w Tobie. Jest osobistym Bogiem, Niebiańskim Ojcem, który opiekuje się każdym z nas z osobna tak, jakby nie było nikogo innego. Nikt nie jest pozbawiony Jego uwagi. Jakakolwiek była Twoja przeszłość, jakkolwiek skomplikowana byłaby Twoja teraźniejszość, bez względu na to jak mroczna zdaje Ci się być Twoja przyszłość, On jest tutaj dla Ciebie i dla mnie. On jest mocą, której nam potrzeba; On jest całą mądrością, jakiej nam potrzeba. On jest rozwiązaniem dla każdego problemu i lekarstwem, zadośćuczynieniem za każdy nasz błąd. Nie istnieje nic, czego potrzebujemy, a czego On nie jest w stanie nam dać. To jest łaska – łaska, która nas zbawiła (zobacz Efez. 2,8).

Jak więc możemy to wykorzystać? Jak to działa w praktycznych warunkach? Gdy Bóg wezwał mnie do porzucenia mitów, do których dążyłem, i do szukania Go poprzez doświadczenia w dzikiej przyrodzie, nie miałem najmniejszego pojęcia, gdzie i jak zacząć. Otworzyłem Słowo Boże, aby zobaczyć, czy nie znajdę w nim czegoś, co zadziała w mojej sytuacji. Wtedy trafiłem na Filipian 2,12.13 i to obudziło mnie, rozpoznałem w tych słowach klucz, który już dawno zagubiłem.

To bardzo proste. Każdego dnia, w każdej chwili naszego życia, powinniśmy momentalnie rozpoznawać prowadzący nas głos Ducha Świętego delikatnie sugerującego nam skręt w lewo lub w prawo (zobacz Izajasz 30,21). Jeśli odpowiemy z wiarą i będziemy z Nim współpracować, On zaopatrzy nas we wszystko, czego potrzebujemy (zobacz Efezjan 2,8-10).

Zagubione połączenie

Użyłem myśli o łasce jako „niezasłużonej dobroci,” i to jest właśnie to. Ale w moim własnym doświadczeniu, gdy ta definicja zadowoliła mój intelekt, musiałem jeszcze zastosować to w mojej codziennej, chrześcijańskiej wędrówce. Nie mogłem śpiewać „Cudownej Łaski” zdając sobie jednocześnie sprawę z tego, że w moim sercu nie potrafię jeszcze konsekwentnie panować nad sobą – szczególnie w moim domu. Gdy moja żona mówiła coś, co mi się nie podobało, traciłem panowanie nad sobą i powstawały pewne bariery oddzielające nas od siebie. Wszyscy w moim zborze wiedzieli już, że nie jestem stabilny emocjonalnie. Najgorsze było to, że kiedy będąc w moim zborze rozglądałem się dookoła siebie, wszędzie wokół widziałem ludzi o bardzo podobnych doświadczeniach duchowych, jakie i ja miałem, przerażała mnie myśl, że taka sama sytuacja jest wszędzie, gdziekolwiek jestem. Wiedziałem, że chcemy być lepszymi chrześcijanami w życiu, jakie prowadzimy, pełnym wysiłków i dobrych intencji, ale zawsze upadamy, i to wtedy, gdy najbardziej potrzebujemy zwycięstwa. Zastanawiałem się, czy Boża łaska przebacza nam grzechy, które ciągle popełniamy? Czy Boża łaska może prawdziwie wyposażyć mnie w moc?

Tekst Filipian 2,14 przekonał mnie, że Boża łaska przeznaczona jest do tego, aby dać nam o wiele więcej, niż do tej pory doświadczyłem: „Czyńmy wszystko bez narzekania lub wymawiania się, co uczyni nas czystym i nienagannym ludem Bożym, bez winy pośród tego nieuczciwego i zdeprawowanego pokolenia, w którym świecimy niczym gwiazdy na niebie” (NIV). Wiem, że nie dorosłem do tego standardu. Nie ważne jak bardzo się starałem, nie mogłem przestać narzekać lub tłumaczyć się, byłem zupełnie niezdolny skończyć z ciągle powracającymi grzechami, takimi jak irytacja i gniew – sam świeciłem moim światłem do nieba. Jeśli Bóg chce, abym był kimś takim, to musi być więcej do ułaskawienia!

Zdecydowałem się wystawić Boga na próbę i zobaczyć, czy On naprawdę potrafi uwolnić mnie tak, jak mówi Jego Słowo. Gdy zacząłem swoje poszukiwania, zacząłem dostrzegać, że łaska nie jest tylko nieokreśloną abstrakcyjną siłą; właściwie to sam Bóg powiedział: „Jim, jestem twoją Pomocą. Możesz na mnie liczyć. Nigdy cię nie pozostawię. Nigdy cię nie opuszczę. Ty sam własnoręcznie możesz wpędzić się w problemy, ale ja Cię z nich wyprowadzę. Uchwyć moją dłoń. Pokażę ci drogę” (Zobacz Hebrajczyków 13,5.6).

To jest prawdziwie niezasłużona łaska! I my wszyscy jesteśmy dla niej objektami. Bóg nie gra z ulubionymi, a pastorzy nie mają więcej łaski, niż pijak w rowie, ponieważ Bóg obdarzył swą łaską każdego. Nikt nie może na nią zasłużyć; nikt nie może na nią zapracować. W naszym Bogu nie ma żadnego ciemnego punktu. On już oddał Samego Siebie za nas, więc już nie ma nic więcej, co można by dać.

Czemu więc nie doświadczałem Bożej mocy działającej przez Jego łaskę, gdy moja Sally irytowała mnie albo moi chłopcy grali mi na nerwach? To proste, ponieważ nie rozpoznałem łaski, kiedy pukała ona do moich drzwi. Miałem więc zrozumieć, że łaska jest Bożą obecnością w moim życiu – chcąca, abym ja przyjął, błagająca mnie, próbująca ocalić mnie w teraźniejszości, tutaj i teraz – z zaleceniem, aby On mógł prowadzić mnie, kierować mną, wypełnić mnie, odkupić mnie i odrodzić mnie na nowo. To właśnie jest Jego duchowy wpływ na moje serce. Lecz większość z nas przeciwstawia się temu duchowemu wpływowi. Zobaczmy, jak to wygląda w naszym codziennym życiu.

Niezawodny trener

Grałem jako lewy skrzydłowy w szkolnym futbolu. Gdy trener zdradzał nam swoje plany na mecz, szliśmy za nim. Jako dorosły, dostrzegłem tutaj analogię do mojej chrześcijańskiej wędrówki, oraz to, jak kiepskim byłem graczem. Grałem w grę życia przez więcej, niż trzydzieści lat, będąc przy tym swoim własnym trenerem. I zapragnąłem Trenera na linii autowej – Boga – dla błogosławieństwa i lepszej perspektywy na każdą grę, do której otrzymam powołanie. Tak długo, jak osądzał mnie świat, radziłem sobie całkiem nieźle. Lecz w szczerości serca rozumiałem, że tak naprawdę jestem partaczem – naprawdę kiepskim partaczem. Partaczyłem, gdy przyszło do podtrzymywania pełnych miłości relacji z moją żoną; partaczyłem, gdy przychodziło mi być prawdziwym ojcem dla moich dzieci; i prawdziwie partaczyłem, gdy przychodziło mi walczyć z moimi wadami charakteru.

Zawarłem więc umowę z Bogiem. Przestanę biec wykonując mój własny plan gry. Zacznę się Go słuchać, jako mojego prywatnego trenera. Natychmiast pozwolę Mu na to, aby to On, a nie ja, planował mecze, które mam rozegrać w ciągu dnia. Położyłem moje życie, moje małżeństwo i całą moją rodzinę w Jego dłonie. Postanowiłem rozwijać mój słuch tak, aby był jak najbardziej wyczulony na Jego spokojny, cichy szept, który posyła mnie do akcji. Bóg zna zmiany, postawy i podejścia potrzebne, aby to uczynić. Ja musiałem tylko zadbać o to, aby moja uwaga była skupiona na Nim przez cały dzień.

Cóż, wkrótce przekonałem się, że jest z tym pewien problem, ponieważ gdy Boża siła wygląda bardzo realnie w chwili, gdy klęczę na swoich kolanach w ciszy poranka, pokusa rzadko się wtedy pojawia – zaraz z rana, gdy jestem na nią gotowy. Nie, to podczas gdy tępo dnia codziennego zaczęło się budować, i ten hałas i rozrywki urosły w moich myślach, wówczas to, co chciałem, aby czynił On, aby poprowadzić mnie do celu, zaczęło tonąć w stresie i próbach życia. Tak było, gdy raz za razem upadałem, nawet wtedy, gdy wiedziałem, że Bóg chce mnie prowadzić.

Byłem sfrustrowany. Był to ten punkt, kiedy mój duchowy Trener przypominał mi o moich meczach futbolowych – grze w strasznym poziomie hałasu i rozpraszającym uwagę lodowatym deszczu albo śniegu i błocie, które prawie wszyscy konsumowaliśmy, i wtedy słuchałem ze szczególną wręcz uwagą poleceń w grze, tak abym wiedział, co mam robić. To była nauka, którą mogłem łatwo zastosować w moim własnym życiu. Powinienem rozwijać taką samą delikatność na łaskę Bożą – Jego pokój, cichy szept mówiący do mojego umysłu.

Czasami, gdy gra nie szła nam najlepiej, pośpiech i presja przygotowania się na następną grę wzrastała i wzrastała, aż z największym trudem mogłeś skupić uwagę na poleceniach otrzymywanych w czasie gry. Kiedy zaczynało się to dziać, ogłaszaliśmy przerwę dla krótkiej, błogosławionej minuty, gromadziliśmy się, odpoczywaliśmy, słuchaliśmy raz jeszcze naszych wytycznych i wychodziliśmy na boisko z nowym planem na zwycięstwo. Dobra wiadomość jest taka, że to, co działa w grze futbolowej, działa także w grze życia.

Gdy śpieszymy się i pędzimy, gdy diabeł pcha nas ku niebezpieczeństwu, potrzebujemy ogłosić przerwę z naszym Trenerem i zatrzymać się, aby wsłuchać się, prawdziwie wsłuchać się w Boży głos. To jest więź, w której ufam i polegam całkowicie na kimś innym, oraz cel, aby podążać za Jego wskazówkami. Kilku – zaledwie kilku – zna te osobiste warunki. Prawie nikt z nas nie był wychowany, aby chociaż uświadomić sobie, że Boża obecność może być dla nas czymś naprawdę realnym. Jesteśmy bardzo przyzwyczajeni, aby biec nasz życiowy plan, włączając w to religię. Czytamy Biblię i nastawiamy się, aby czynić wszystko, co Bóg polecił, dzięki naszej własnej mądrości i sile. To nie jest chrześcijaństwo. To jest humanizm.

Dlaczego? Ponieważ wciąż trzymamy ster w naszych rękach. Tworzymy nasze własne mecze i biegniemy w naszej własnej grze. Jesteśmy tak bardzo przyzwyczajeni do tego sposobu myślenia, że nie zdajemy sobie sprawy, jak destruktywne jest to dla nas; ale to właśnie ta postawa owładnęła sercem Lucyfera i rozpoczęła tę całą bolesną stratę, którą odnajdujemy w sobie dzisiaj. Ta postawa przeszła na Adama i Ewę, i oszukuje każdego z nas. Ale nie musimy w niej pozostawać.

Gdy Paweł powiedział Rzymianom: „sprawiedliwy z wiary żyć będzie” (Rzymian 1,17), miał na myśli to, że odkładamy naszą samorządność i pozwalamy, aby nasze życie znajdowało się pod panowaniem duchowego przewodnika. Bóg nigdy nie oczekuje, abyśmy czynili to sami. Nawet Jezus nie czynił tego sam. Zdecydowanie stał na stanowisku: „Nie mogę sam z siebie nic uczynić” (Jan 5,30).

Wielu szczerych mężczyzn i kobiet odrzuciło ideę bardzo osobistego Trenera, który przekazuje swoją wolę nie tylko poprzez Biblię, czy opatrzność, ale osobiście, do każdego indywidualnie, tak jak czynił to w czasach biblijnych, gdy Dawid zapytał: „Czy powinienem wyruszyć?” A jego trener, Bóg wszechświata, odpowiedział mu: „Idź” albo „Czekaj.”

Bóg ma jeden ogromny problem, gdy próbuje oferować nam ten typ pomocy dzień po dniu, godzina po godzinie. Póki sami dowodzimy swoim życiem, dopóki to my trzymamy w rękach ster, dopóty On nie jest w stanie zbyt wiele dla nas uczynić.

Gdy zdecydowałem, że pragnę głębszych doświadczeń, rozpocząłem szukać takich tekstów jak Izajasz 58,11: „Pan będzie ci nieustannie przewodził.”; Psalm 32,8: „Pouczę ciebie i wskażę ci drogę, którą masz iść; (…) a oko moje spocznie na tobie”; oraz Jakub 1,19: „A niech każdy człowiek będzie skory do słuchania.” W takich tekstach zauważyłem coś, co zagubiłem, a co wpłynęło na przykład, który ujrzałem w życiu wielkich ludzi z Biblii. Zdałem sobie sprawę, że wszyscy oni doszli do poznania głosu Bożego przemawiającego nie tylko poprzez Jego Słowo, ale także w ich własnym życiu. Zdałem sobie sprawę, że muszę skierować moje ucho w kierunku nieba, słuchać, i wtedy stosować to, co usłyszałem. Potrzebowałem poświęcić trochę czasu na spotkanie z moim Trenerem, na słuchanie Jego wytycznych, i dopiero wtedy wyjść na boisko i rozpocząć grę.

Wypróbowanie nauki

W życiu wielkich Bożych ludzi, zmarłych dawno temu, odnalazłem doświadczenie, którego tak bardzo pragnąłem. Zacząłem eksperymentować. Słyszałem już wcześniej o takim określeniu ‘religia eksperymentalna’, ale dopiero w tym miejscu mojego doświadczenia zrozumiałem, że to znaczy wypróbowanie tego, o co, jak wierzycie, Pan Bóg was prosi, żeby zrobić to w rzeczywistym, praktycznym świecie. Udawałem się więc do Boga z moimi zmaganiami, studiowałem Jego Słowo, aby poznać Jego wolę, walczyłem, aby rozpoznać Jego głos, a potem zabierałem się do wypróbowania w moich doświadczeniach tego, co wnioskowałem, że mi mówi. Na początku nadal upadałem. Próbowałem ponownie i upadałem, ale tym razem była różnica w moich porażkach. Teraz nauczyłem się uczyć na własnych błędach i każdy eksperyment przybliżał mnie do Boga. W przeszłości byłem skazany na klęskę, ponieważ nie rozumiałem, jak chodzić i rozmawiać z Bogiem. A teraz uczyłem się przejścia z głęboko zakorzenionego nawyku bycia panem samego siebie, do pozwolenia na to, aby to On był moim Panem. Nie jest to coś, co dokonuje się raz i na zawsze. To było budujące doświadczenie. Kawałek po kawałku zacząłem robić niewielkie postępy.

Kroki dziecka

Przypomina mi to, jak uczyłem moich chłopców chodzić. Stawiali swoje pierwsze dziecięce kroki naprzód – chwiejąc się w tył i w przód i na boki, czasem upadając. Czy myślisz, że wydzierałem się wtedy na nich: „Ty głupi dzieciaku – ty nigdy nie nauczysz się chodzić. Zapomnij!”? Nie, nie, po tysiąckroć nie! Zachęcałem ich, aby podnieśli się i spróbowali ponownie. Byłem trenerem, który z linii autowej mówił: „No dalej, możesz to zrobić!” „Jeszcze tylko jeden krok – jesteś już prawie na miejscu – no dalej!” „Dla mnie nie jest ważne, ile razy upadłeś – dla mnie ważne jest, ile razy podniosłeś się z upadku!”

To jest nasz niebiański Ojciec! On wie, że spędzamy większość życia pełzając na naszych brzuchach i myśleniu, że to jest jedyny sposób na przejście naokoło. On rozumie, że mamy chwiejne nogi i lichą równowagę, kiedy po raz pierwszy stajemy na naszych nogach, i że dlatego jesteśmy skłonni zawrócić na stare, znajome drogi. Oczekuje On wielu upadków w tym procesie – mnóstwo razy. Ale Jego zasadniczą troską jest to, że uczymy się chodzić. On pozostaje przy nas, nie ważne jak długi byłby ten proces! On widzi nas takimi, jakimi się staniemy, a nie takimi, jakimi obecnie jesteśmy. Niekończące się próby marszu i lądowania płasko na naszych twarzach nie są stratą czasu, ale częścią procesu unieważnienia przeszłości.

Widzicie, w przeciwieństwie do malutkich dzieci, które uczą się wszystkiego od początku, my nosimy w sobie różnego rodzaju złe zrozumienie i bagaż naszych doświadczeń z przeszłości. Tak długo wszyscy robiliśmy rzeczy po swojemu, że wyryliśmy olbrzymie koleiny na naszej drodze. Gdy decydujemy się do końca iść drogą, po której Bóg chce abyśmy szli, wiele razy potykamy się i upadamy w koleinach życia. To nie powinno nas odstraszać. Próbowanie i upadanie, i próbowanie znowu nazywa się nauką. Próbowanie, upadanie i poddawanie się, to jedyna prawdziwa porażka. Tak jak dziecko w końcu uczy się chodzić, tak i my możemy nauczyć się chodzić z Bogiem.

Wszyscy zmagamy się z tym, ponieważ życie w cieniu wszystkowidzącego Jedynego jest dla nas obce. Ale gdy raz spróbujemy i idziemy dalej w ślad naszych pierwszych kroków, nowe życie zaczyna się w nas i napełnia mocą nasze dusze.

Jak to działa…

Pozwólcie, że podzielę się, jak to działa dla mnie, poprzez opowiedzenie wam przebiegu mojego typowego dnia. Nie jestem waszym przykładem, ale może mój przykład będzie mógł wam pomóc odnaleźć waszą własną, napełnioną mocą drogę.

Początek każdego nowego dnia jest dla mnie początkiem nowego meczu w grze życia. Potrzebuje czasu na spotkanie z moim Trenerem. Upewniam się więc, że mam ten czas. Wstaję około 5:00 rano i wychodzę z domu, aby pobiegać. Wyobraźcie sobie, jak to jest. Mieszkamy w nieskazitelnej dziczy doliny graniczącej z Parkiem Narodowym Glacier. Rosły, urwisty szczyt oddziela nas od wschodnich zalesionych gór graniczących z zachodem. Jest tu spokojnie i cicho. Wszystko, z czym się spotykam, gdy przekraczam próg domu, to po prostu Boże stworzenie. Gdy biegnę ścieżką w dół trasy do rzeki, widzę przebłyski wschodu słońca, albo też napotkam na spoglądającą łanię, a mój umysł zaczyna nastawiać się na Tego, który to wszystko stworzył. On jest tutaj – stale jest tutaj! Moje myśli zwracają się w kierunku osób, które są w moim życiu. Przenoszę ich przed Niego, prosząc o prowadzenie i błogosławienie każdemu z nich tak, jak On wie to najlepiej. Dzielę się z Nim moimi sprawami, moją potrzebą Jego interwencji i ochrony, moim rozpoznaniem Jego stałego nadzoru w moim życiu.

Wracam do domu czujny i raźny. Po wzięciu prysznica idę do mojego biurka, otwieram moją Biblię i czytam przez około pół godziny. Ten czas ze Słowem Bożym to podstawa, jeśli mam rozpoznać Jego głos i Jego kierownictwo. Jak widzisz, głos Boży nie jest jedynym, który zabiega o Twoją uwagę. Nasz własny ludzki rozum – co ja nazywam „mówieniem do siebie” – jest bardzo silnym głosem i jeśli jest to jedyne co mamy, wydaje się prawdziwy. Rozumowanie innych także wpływa na nasze myśli i opinie. I oczywiście mamy pewnego wroga, który stale pracuje nad tym, aby zaprowadzić nas w ślepą uliczkę. Możemy łatwo pomylić ten głos z Bożym głosem i podążać za nim myśląc, że jesteśmy prowadzeni przez Boga. Możemy być szczerzy, ale możemy być szczerzy niewłaściwie. Boże zasady objawione w Jego Słowie to pewny test dla nas, aby rozpoznać, kto przemawia do naszego serca.

Nigdy nie możemy wyczerpać Biblii. Tylko dlatego, że przeczytałem Biblię od deski do deski i znam wszystkie historie, i wiem gdzie odnaleźć tekst do udowodnienia tej a tej zasady wiary, nie oznacza, że nie potrzebuję już czasu ze Słowem Bożym na co dzień. Widzisz, Boże prowadzenie zawsze idzie naprzód. Moje zrozumienie, jak przyjąć prowadzenie wczoraj, wystarczyło na wczoraj. Ale dziś doświadczenie musi się pogłębić. Boże Słowo jest zawsze świeże, ponieważ ma zdolność wnikania coraz głębiej w nasze serca, w którejkolwiek fazie doświadczenia byśmy nie byli.

Po około trzydziestu minutach czasu ze Słowem Bożym, mój umysł zazwyczaj wycisza się. Opróżnia się z „mówienia do siebie” i wypełnia Bożymi zasadami. Moje myśli poddają się Jemu. Wchodzę wtedy w czas ciszy. Klękam i wielbię Boga chwaląc Go za to kim jest i dziękując Mu za Jego pomocną dłoń w moim życiu i życiu innych. Mówię do Niego jak do przyjaciela, dzieląc się moimi radościami, troskami i planami. Przyznaję się do moich wad i proszę o Jego oczyszczającą i napełniającą mocą łaskę. Zobowiązuję się być wrażliwym na moje sumienie, zgodnie z prowadzeniem Jego Słowa, przez cały dzień. I to co najważniejsze, słucham.

Większość ludzi zwraca się do Boga jak do kogoś w rodzaju duchowego chłopca na posyłki i daje Mu listę tego co chcą, aby dla nich uczynił. Chociaż oczywiście podczas modlitwy jest miejsce na dzielenie się z Bogiem naszymi potrzebami, to jednak daleko bardziej ważne dla nas jest świadome poddanie naszego życia Bogu. Raczej zamiast mówić Mu co ma robić, powinniśmy rozwijać posłuszeństwo z naszej strony, aby wejść w słuchanie Go w ciągu całego dnia. My nie kontrolujemy Boga. Nie możemy powiedzieć: „Tutaj właśnie jestem – mam dziesięć minut. Wpłyń na mnie i przekaż mi instrukcje na cały dzień.” To jest kontrolowanie Boga.

Daję Bogu sposobność do wpłynięcia na mój umysł, kiedy jestem na kolanach. Jeśli mój umysł nie jest wyciszony, używam tekstów Biblijnych, aby skupić swój umysł na Bożej woli dla mnie. Jeśli z czymś walczę, zazwyczaj wychodzę na dwór na spacer rozmawiając z Bogiem na głos. Ta wspólnota jest konieczna, aby uczynić mnie czułym na Jego prowadzenie w ciągu dnia, i do zmotywowania mnie do działania tak, jak On obiecał.

Równowaga

Po latach zrozumiałem, że wyciszenie dźwięków z tła mojego życia pomaga mi być bardziej uważnym na mojego Trenera. Jestem z natury, wyuczenia i upodobania takim ‘gepardem’. Mój Trener pracuje ze mną nad tym, abym zwolnił i poczuł pokój, oraz odnalazł równowagę, ponieważ kiedy biegnę zbyt szybko, nie słyszę tak łatwo Jego głosu w moim sercu. Wtedy automatyczne reakcje na życie biorą górę. Dlatego wyeliminowałem telewizję, radio, gazety i czasopisma. Wielu ludzi ma trudności w takim cichym środowisku, ale ja nauczyłem się doceniać ciszę, ponieważ mogę wtedy łatwiej rozpoznać głos mojego Trenera, który mnie prowadzi do zwycięskiej rozgrywki. I gdy współpracuję z Nim w ten sposób, nabieram nowego odczucia Bożej obecności w moim życiu. A gdy zaczynam wędrować w tym świetle, moje maniery ulegają zmianie. Mój stosunek do innych zostaje uświęcony. Moja troska, by przedkładać potrzeby innych ponad swoje własne nabiera nowego wymiaru. Wychodzę naprzód i poznaję, że Boże drogi są lepsze od moich. To jest to, co znaczy mieć żywą wiarę – połączyć wiarę z obecnym Zbawicielem.

Z kolan – na nogi

Teraz już czas iść w dalszą część dnia. Wychodzę z mojego małego pokoiku i zerkam do sypialni, którą dzielimy wspólnie z Sally. Dostrzegam, że łóżko jest nie pościelone. Nauczyłem się, że gdy pozwalasz Bogu panować nad swoim życiem, On prosi cię o zrobienie rzeczy, których twoje naturalne skłonności nie chcą zrobić. Zaczynam schodzić schodami na dół, ale niepokój w moim sercu delikatnie sugeruje mi, abym zawrócił i pościelił łóżko.

“Ale Panie… To rzecz Sally!”

“Kto kontroluje, Jim??” Decyzja zawsze należy do mnie.

“No cóż Panie, przypuszczam, że to będzie miły gest dla mojej Sally.”

“Tak Jim, ona by to naprawdę doceniła.”

“Dobrze Panie. Nie moja, ale Twoja wola niech się stanie. Pościelmy łóżko.”
(zobacz Łukasz 22,42)

To takie proste. Wyczulenie na Bożą wolę przeciwstawia się mojej woli.

Pięć minut później jestem gotowy do rozpoczęcia naszego wspólnego, rodzinnego nabożeństwa. Śpiewamy pieśni, klękamy do modlitwy, czytamy kilka ustępów, które dodają nam odwagi na chrześcijańskiej drodze, i dyskutujemy, co oznaczają one dla nas w szczegółach. Kończymy modlitwą i Sally zaczyna przygotowywać posiłek.

Kieruję się do swojego biurka, żeby rozpocząć obowiązki tego dnia. Ale gdy zerkam przez ramię, widzę jak moja Sally nie tylko przygotowuje posiłek, ale w tym samym czasie próbuje złożyć pranie, włożyć nową porcję i pochować ubrania. I wciąż ten cichy głos mojego Trenera mówi: „Ona pewnie potrzebuje pomocy i zachęty.”

“Ale Panie… Ja naprawdę chcę zabrać się za swój dzień – nie jej!”

Wszyscy jesteśmy bardzo egoistyczni pod tym lub innym względem. U mnie wygląda to tak, że robienie czegoś do końca jest ważniejsze niż ludzie. Jestem rozchwiany. Wszyscy wypadliśmy z równowagi w prawo albo w lewo. Ale czy zgodzę się na przesunięcie się na środek? Rozważałem to przez kilka chwil i poddałem moje wybory mojemu Trenerowi. Sally jest poruszona, gdy widzi, jak sprzątam kuchnię i chowam ubranie. Uwielbiam ten wielki uśmiech, wypływający z jej serca i lśniący na twarzy. Miłość w nocy zaczyna się – zawsze zaczyna się – miłością w ciągu całego dnia i przez cały dzień. Nie jest to naszą motywacją lub celem, ale odpowiedzią na pytanie, dlaczego tak wielu mężczyzn zmaga się z chłodną partnerką wieczorem. No dalej, panowie. Przemyślcie to. Gdyby się tak zamienić rolami, to powiedzcie mi, jak bardzo ‘gorący’ bylibyście dla męża, który przez cały dzień was unika, a w nocy zaczyna was ‘gonić’?

Mamy uroczy wspólny posiłek, nie przy telewizorze, gazecie, radiu, czy czymś podobnym absorbującym naszą uwagę, ale komunikując się w sprawach dotyczących naszego wspólnego życia, naszych dzieci, naszej przyszłości. To jest żywe, otwarte, dodające siły. Zmywamy razem i kielich mojej Sally jest pełny. Jest wesoła i zakochana. Moje działanie w posłuszeństwie wobec mojego Trenera zachęca ją. Jak mało żon otrzymuje chociażby tyle względów w ciągu swojego dnia. Nic dziwnego, że małżeństwa są nieświeże i anemiczne. Mało tego, jaki rodzaj służby będę pełnił pisząc i mówiąc o chrześcijańskim życiu, a przy tym traktował Sally jako udogodnienie w domu?

Wszystko, co zrobiłem, to słuchanie mojego Trenera, w której grze zagrać w następnej kolejce. Hej, panowie, to nie jest skomplikowane. Ale w danej chwili wymaga to śmierci mojej własnej woli i drogi. Nazywa się to życiem w cieniu naszego Zbawiciela. Prawdą jest, że twoja sytuacja może się zmieniać i okoliczności, w których się znajdujesz mogą być inne, ale wytyczne pozostają wciąż takie same. „Wszakże nie jako Ja chcę, ale jako Ty“ (Mateusz 26,39). Jestem tutaj Panie, użyj mnie jako narzędzia dla Twojej prawości. Abym mógł żyć nie dla siebie, ale dla wyświadczania mojej miłości codziennie, przez resztę mojego życia.

To wiedzie w głąb religii i dotyczy serca chrześcijaństwa, którym jest Golgota. Golgota reprezentuje odłożenie na bok mojego życia dla dobra innych. Nie chcę, abyś myślał, że to powoduje poczucie nieszczęścia. Wręcz przeciwnie, jestem prawdopodobnie najszczęśliwszym mężem i ojcem na tym świecie, najbardziej spełnionym człowiekiem. To trudne zawrócić z własnego biegu życia do życia prowadzonego przez Boga. Ale zysk z małżeństwa, zregenerowanego i odświeżonego, oraz rodziny, która związana jest razem, jest wspaniały.

Gepard i żółw

No koniec, jestem gotów do pracy przy moim biurku. Często stawiam czoło monstrualnym zadaniom, tak jak Ty to robisz w swoim zawodzie. Działalność do której powołał nas Bóg powiększyła się, w jej szeregi wchodzi wiele osób współdziałających w wykonywaniu poszczególnych zadań. Jak wspomniałem, należę do typu osób, które lubią brać się do roboty. Problemem jest to, że niektórzy z tych, z którymi pracuję są typem żółwia i potrzebują czasu, żeby być kreatywnymi. Pan Bóg stworzył oba typy człowieka. Ale gepardy mogą wywierać taki nacisk na żółwie, że te chcą schować się w swojej skorupie. A żółwie tak się mogą zapętlić w byciu kreatywnymi, że zapominają, że celem jest przejść przez metę.

Tego konkretnego dnia pracowałem nad płytami DVD, ale tą pracą mogłoby być równie dobrze dopracowywanie jakiegoś szczegółu na płycie CD lub coś związanego z pracą wydawniczą. W tym całym procesie pracy zawsze gdzieś ktoś coś zamota, a ja mam zawsze to szczęście, żeby to pozbierać i pchnąć dalej. Niedawno musiałem zadzwonić do pewnego żółwia, który ma dwie prędkości – późno i później, i tylko dwa biegi – wykoleić się i wykoleić się całkowicie. To przedsięwzięcie miało już przesuwany ostateczny termin i teraz byłem obsypywany usprawiedliwieniami. Czułem niebezpieczeństwo, że potraktuję tą osobę w sposób cielesny, zamiast w Duchu Bożym. Najłatwiej dla mnie teraz, jako geparda, było ‘przejechanie się’ po tym żółwiu i zdawałem sobie z tego sprawę. Nie wiem gdzie Ty siebie odnajdujesz w tym scenariuszu – czy jesteś żółwiem, który potrzebuje zrzucić skorupę, czy gepardem który potrzebuje zwolnić. W obu przypadkach potrzebujemy dojść do środka w Jezusie. Oba typy osobowości potrzebują przemiany natury i nadzorującego ich Duchowego Trenera.

Wykonałem telefon i mogłem wyczuć wzrastające napięcie. To jest miejsce, gdzie większość z nas gubi swoją zależność i bierze sprawy w swoje własne ręce. Wydajemy się opuszczać obecność Bożą i daleko bardziej ufać naszym własnym myślom, emocjom, zdolnościom i problemom – metodami radzenia sobie z problemami albo zupełnie bez nich.

Zdobywać bramkę!

Będąc przy telefonie, zrobiłem ‘przerwę’ i dało się odczuć ‘głośność’ tej ciszy. Co tak naprawdę robiłem? Konsultowałem się z moim Trenerem dla uzyskania świeżej metody, która pomoże nam obojgu znaleźć się na linii finiszu jako członków tego samego zespołu.

To jest tym, co nazywam wielką wymianą. Dzieje się to wtedy, kiedy przychodzę z moimi problemami do Boga i zamieniam je na Jego pokój i Jego rozwiązania. Gdy zaczynałem się tego uczyć, zajmowało mi około piętnastu do dwudziestu minut, żeby uzyskać nad sobą kontrolę w Chrystusie, ale teraz mogę osiągać to, czego pragnę w krótką chwilę. Jestem jak biegacz, który na początku biegnie dystans jednej mili w dziesięć minut, ale wraz z treningiem pokonuje tę samą odległość w osiem minut, potem w sześć i w końcu w cztery. Tak samo w życiu chrześcijańskim, rzeczy, które zajmowały nam dużo czasu na początku, z czasem zabierają nam go coraz mniej, gdy osiągamy coraz lepszą sprawność.

Nagle otrzymałem nowy pomysł i powiedziałem do mojego żółwiowego przyjaciela: „Co byś zrobił na moim miejscu? Jestem sfrustrowany i potrzebuję twojej pomocy.”

Od razu dostrzegłem zmianę nastawienia po drugiej stronie słuchawki, a podejście mojego przyjaciela złagodniało, i zaczął szukać ze mną rozwiązania. Odpowiedział mi: “Rozumiem twoją rozterkę, Jim. Pozwól, że przemyślę to i oddzwonię do ciebie.”

Na tym moja praca się nie kończy. Pan Bóg pragnie nauczyć mnie jeszcze więcej, chce więc, żebym modlił się za tym człowiekiem, podczas gdy on będzie rozmyślał nad naszą sytuacją. Modlę się: “Panie, przez swoją łaskę – swoją obecność, swoją mądrość, swoją siłę – dotknij tego człowieka w sposób, który poruszy jego serce. Pomóż mi pozostać spokojnym w Tobie, niezależnie od tego, co stanie się dalej. Pomóż mi zrozumieć, że Ciebie bardziej interesuje charakter, niż meta końcowa, i że ta praca jest Twoją pracą do ukończenia, nie moją.”

Nie mogę modlić się za drugą osobę w ten sposób, jeśli moje serce nie będzie przybliżało się do niej; w miejsce frustracji pielęgnuję głębokie i szczere zainteresowanie tą osobą jako bezcennym człowiekiem. To jest sekret, dzięki któremu Pan Jezus wciąż pozostaje w moim sercu w obliczu trosk całego dnia, i zachowuje mnie od tego, aby moje emocje, moje myśli i moja ‘mądrość’ nie panowały nade mną. Ta wielka przemiana – zamiana moich myśli, uczuć i emocji na mądrość mojego Trenera i Jego sposób ‘rozgrywki’- zdobywa bramkę!

Ta wielka wymiana czeka nas w każdej chwili i w każdym miejscu, ale to od nas zależy, czy ogłosimy przerwę, jeśli dzień, okoliczności i uczucia zaczynają nad nami panować. Dla mnie jest to przerwa w samym środku bitwy, żebym przypomniał sobie o Tym, który jest dowódcą. Kiedy mamy dostateczną motywację, żeby wszystko przefiltrować przez naszego Niebiańskiego Trenera, wtedy ma miejsce ta wielka wymiana. To jest ta moc, która staje się naszą tylko wtedy, gdy podłączamy się do Źródła mocy – raz za razem, raz za razem.

Mój żółwiowy przyjaciel z czasem oddzwania, zapewniając mnie, że mój materiał będzie gotowy w ciągu dwudziestu czterech godzin, a ja mam nadzieję, że on się z tego wywiąże. Bez względu na to, czy uda mu się to czy nie, mogę pozostać spokojny, zamiast sfrustrowany.

Czas na huśtawkę

Jest już południe i mój dzień trochę mnie wykończył. Ale otrzymałem również nowy zasób energii. Zapraszam moją żonę na czas bujania się na naszej ogrodowej huśtawce. Podczas gdy popijamy chłodną górską wodę, jestem kuszony, żeby wnieść do naszej rozmowy mój bagaż sceptycyzmu na temat mojego przyjaciela. Mój trener proponuje mi: „Jim, odśwież swoją żonę. Nie wnoś tego bagażu do jej dnia. Zapytaj ją, jak jej idzie pisanie nowego rozdziału księgi jej życia. Podtrzymuj tą rozmowę w sposób aktywny, a nie jedynie pasywnymi reakcjami.”

To nowe zagranie. Mój Trener ponownie prosi mnie o podjęcie decyzji. Wygląda na to, że moje życie składa się z podejmowania różnych decyzji. Pan Bóg mówi w Księdze Jozuego w 24 rozdziale i 15 wierszu: „Wybierzcie sobie dzisiaj, komu będziecie służyć.” Tym właśnie jest prawdziwe chrześcijańskie życie. Ono wykracza poza jedynie przekonanie i dotyczy życia wiary, poddania i zależności od Jedynego – Jedynego, który nas kocha miłością odwieczną.

On jest zaangażowany

Po południu, jednym z moich zadań jest założenie kilku ptasich domków na nowej łące, która powstała po pożarze w rogu naszej posiadłości. Pozbierałem narzędzia i materiały, które uważam, że potrzebuję, łącznie z małymi szczypcami do drutu.

Wtedy przychodzi do mnie myśl: „Czemu nie weźmiesz ze sobą również tych większych?”

To głupi pomysł, pomyślałem sobie. Potrzebuję tylko te małe. Zszywki dla tych domków są małe. Szybko odrzucam ten pomysł i maszeruję do wykonania zadania.

Przymocowałem te domki dla ptaszków ¼ mili od domu. Żeby ukończyć zadanie, musiałem wyciągnąć kilka małych zszywek i wziąłem do ręki te małe szczypce. Próbuję wyciągnąć zszywki i wtedy zauważam, że szczypce nie działają, ponieważ jedna z końcówek ułamała się. Muszę wrócić całą drogę z powrotem do garażu po większą parę. Po drodze zdumiewam się nad czułą opieką mojego Trenera. On troszczy się nawet o drobne szczegóły mojego życia i chce mnie zbawić od mojej krótkowzroczności – jeśli tylko bym Go posłuchał. Odnawia się moja chęć bycia kierowanym przez Niego.

Czas na przerwę

Resztę popołudnia jestem bombardowany telefonami, niespodziewaną wizytą i spotykam się z wielkim zawodem. Nasz generator, jedyne źródło elektryczności, zaczyna szwankować. Nie udaje mi się zrobić prawie nic z tego, co chciałem zrobić tego popołudnia. Wszystko co udało mi się wykonać to to, co musiało być wykonane pilnie. A ja lubię zabierać się za swoje sprawy!

O 18:30 moja żona spogląda na mnie wzrokiem, który mówi: “Nie potrzebujesz więcej zadań do wykonania. Pójdźmy na długi spacer wzdłuż rzeki.”

Wewnątrz przeżywam walkę. Wolałbym naprawić generator. Gepard we mnie zaczyna się rzucać i chcę wolnej wodzy. Jestem kuszony, żeby powiedzieć: „Pójdź beze mnie. Mam za dużo spraw na głowie.”

Ale odczuwam cichy, spokojny głos, który mówi mi: „Idźcie na osobność, na miejsce ustronne i odpocznijcie nieco (Ew. Marka 6,31).” Znowu jest to walka o to, kto będzie panował. Wiem co powinienem zrobić, ale nie jest to kwestia świadomości. To kwestia zastosowania. Czy poddam się temu co najważniejsze, czy poddam się tyranii pilnego obowiązku? Wrzucam swój głos do skrzynki.

„Idźmy! Generator zaczeka do jutra.”

Mój gepard został ujarzmiony. Pan Bóg zwycięża i ja zwyciężam też!

Gdy kładę się tej nocy spać, zauważam, że w moim życiu była pomocna dłoń, która, gdyby pozwolić jej w pełni działać, wypracuje w moim życiu nowy charakter, odświeżone małżeństwo i odmienioną rodzinę. Jak mógłbym powiedzieć nie. Jakim tupetem było myślenie, że mógłbym kiedykolwiek sam radzić sobie w życiu. Jak cierpliwie czekał mój Pan, żebym zauważył Jego najwyższe zainteresowanie moim dobrem!

Jaka była różnica między Piotrem a Judaszem? Oboje byli uczniami Chrystusa i cieszyli się Jego przyjaźnią. Oboje mieli poważne wady charakteru. Oboje przywykli do tego, żeby być panami samych siebie. Obojgu dano szansę zawrócenia z kontrolowania swojego życia samemu do poddania go pod kontrolę Chrystusa. Piotr zawrócił ze złej drogi, Judasz nie. Na której z tych dwóch ścieżek ty się znajdujesz?

“Panie! Co chcesz, abym ja uczynił?”

Jeśli zrozumiałeś, że sam prowadzisz swoją ‘rozgrywkę’, czemu nie zawrócisz z tej drogi właśnie teraz? Czemu miałbyś nie spróbować, chociaż przez 30 dni? Co masz do stracenia? Tylko przez 30 dni skoncentruj się na pytaniu, które zadał Paweł w 9 rozdziale Dziejów Apostolskich, w 6 wierszu, kiedy to w końcu przestał sam podążać własną drogą i zaczął słuchać swojego niebiańskiego Trenera: „Panie! co chcesz, abym ja uczynił?” To jest pytanie, które trzeba zadać gdy wstajesz, gdy idziesz przez resztę dnia, i kiedy się kładziesz. Pozwól Bogu mieć cię – w jak największym wymiarze – przez 30 dni. Rozgrywaj tylko Jego rozgrywkę, zgodnie z tym co zrozumiesz. Niech twoja żona i dzieci będą ważniejsi, niż ty. Żyj aby uczcić Jego imię w każdej rozmowie i zadaniu w ciągu dnia, który masz.

To co odkryjesz jest zdumiewające. Rzuciłem to wyzwanie wielu ludziom, żeby wypróbowali ten program, który zupełnie zmienia życie, i wielu z nich wraca do mnie i mówi: „Bóg jest prawdziwy… On tam jest… On przemawia do mnie osobiście! Moja żona, moje dzieci, moi przyjaciele – wszyscy mówią, że widzą różnicę w moim życiu. Rozumiem teraz gdzie raniłem moich najbliższych, i odnajduję moc, by zamiast tego leczyć ich. Myślałem, że będę się czuł ograniczony. Zamiast tego czuję się taki wyswobodzony!”

No śmiało! Wskakuj na burtę! 30 dni to nie tak długo! Po prostu poddaj się i pozwól Bogu być twoim Trenerem!

Pytania do przemyślenia dla siebie lub do dyskusji w grupie.

1.Co Duch Święty powiedział mi, gdy czytałem ten rozdział? Czy odpowiem Mu?
2.Czy moje zrozumienie łaski czyni różnicę w moim codziennym doświadczeniu?
3.Gdyby ktoś zapytał się mojej żony, kto prowadzi życie twojego męża, co by ona odpowiedziała? Czy jestem prowadzony przez Boga, czy przez samego siebie?
4.Co zakłóca moją świadomość Boga?
5.Jakie zajęcia, które powodują zabieganie muszą zostać ‘uciszone’ w moim życiu?
6.Wkraczając w dzień i nawiązując kontakty z moimi ukochanymi, czy mogliby powiedzieć o mnie, że widzą, jak poddaję się niebiańskiemu Trenerowi?
7.Czy doświadczają mojego naśladowania niebiańskiego Trenera w sposób praktyczny?
8.Kiedy myślę o mojej pracy, co jest najważniejsze dla mnie – ukończenie zadania, czy odnalezienie równowagi w Jezusie?
9.Gdy Duch Święty szepcze do mojego ucha, czy konsekwentnie reaguj na Jego głos?

Jaki jest mój odzew na to trzydziestodniowe wyzwanie?