Potrzeba miłości

Potrzeba miłości

Jezus zstąpił z nieba, aby przynieść swoje światło na świat, który był zatwardziały i zepsuty z powodu grzechu. Odział swą boskość człowieczeństwem i dla nas stał się ubogi, abyśmy przez Jego ubóstwo mogli stać się bogatymi. Nie został doceniony przez tych, których przyszedł zbawić. Był wzgardzony i odrzucony przez ludzi. Doznał podłości i hańby, a w końcu został przybity do okrutnego krzyża, aby mógł ratować człowieka z jego braku żalu i zatwardziałości serca. Sięgnął samych głębi ludzkiej niedoli i upodlenia, aby mógł podźwignąć upadłego człowieka do miejsca radości i czystości. On umiłował nas aż do śmierci, i mówi:

„Miłujcie się wzajemnie, jak Ja was umiłowałem… Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli miłość wzajemną mieć będziecie” (Jan 13, 34-35).

O jak wiele istnieje ludzkiego wynoszenia się! Jak wiele ludzkiej dumy, samolubnych myśli, okrutnych uczuć, które nie przypominają Chrystusa! Czy możemy uwolnić się od tego szorstkiego, dyktatorskiego ducha, który sprawił, że patrzymy na siebie nawzajem podejrzliwie i nieufnie? Czy możemy nie pozwolić czułej, ujmującej miłości Jezusa zawładnąć naszymi sercami, aby mogła wypływać w ożywczych strumieniach do innych? Nakaz brzmi: „Wzmocnijcie opadłe ręce i zasilcie omdlałe kolana!” (Izaj. 35, 3). Gdy patrzymy na swoje twarze, skąd możemy wiedzieć czy nie dzieje się to po raz ostatni? Pielęgnujmy miłość do siebie nawzajem.

Apostoł mówi: „Jeśli więc w Chrystusie jest jakaś zachęta, jakaś pociecha miłości,… jakieś współczucie i zmiłowanie, dopełnijcie radości mojej i bądźcie jednej myśli” (Filip. 2, 1-2). Nie uczy nas to tego, że powinniśmy poświęcić nasze zasady prawdy, aby być życzliwymi; ale tego, że nie powinniśmy być nieżyczliwi, nieuprzejmi, szorstcy i grubiańscy wobec tych, którzy są wokół nas. Nie powinniśmy nikogo od siebie odpychać, ale powinniśmy związać ich z naszymi sercami najczulszymi słowami miłości. Czy nie pozwoliliśmy no to, aby poważne błędy zeszpeciły nasze charaktery? Czy nie byliśmy wielce pozbawieni tej łagodnej troskliwości i miłości, które są wymagane od dziecka Bożego? Któż z nas może przyznać się do niewinności? Musimy nauczyć się mieć wyższe mniemanie o innych, a mniejsze o sobie.

Istnieje wielu, którzy wydają się znajdować zadowolenie w rozwodzeniu się nad błędami innych. Gdy błędy brata są objawione i zganione, czują, że w przeciwieństwie do tego, ich własne błędy nie są tak wielkie i nie staną się przedmiotem dezaprobaty. Jest to duch szatana. Jest on przedstawiony jako stojący przed tronem, działający jako oskarżyciel braci. Przedstawia on przed Bogiem grzechy, które są popełniane przez jego lud, dążąc do usprawiedliwienia swego własnego grzechu i mając nadzieję, że Bóg nie przebaczy winnemu, za którego umarł Chrystus. Ale nawracająca moc Boża zstępuje do nas, którzy wyznajemy Jego imię, jako gwarancja jego gotowości przebaczenia i przyjęcia duszy, która jest szczerze skruszona.

Ci, którzy triumfują nad innymi, ponieważ tamci zostali zganieni, posiadają ducha samousprawiedliwiającego się faryzeusza. Dziękował on Bogu, że nie jest jak inni ludzie. Stał w świątyni chwaląc samego siebie, podczas gdy umniejszał charakter innych; a jednak Bóg znał jego dumne serce. Celnik stał w oddali. Był on upokorzony głębokim poczuciem swej własnej niegodności. Miał taką świadomość swej słabości, ułomności i grzechu, że nie ośmielał się podnieść swych oczu ku niebu, ale uderzał się w swą pierś i wołał: „Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu.” Jednakże to raczej on poszedł do swego domu usprawiedliwiony, niż ten drugi. O, żebyśmy mogli posiadać takiego samego ducha nieufania sobie, taką samą świadomość naszej całkowitej niegodności. Czy nie pozwolimy, aby łaska Chrystusa weszła do naszych dusz, abyśmy mogli odejść do naszych domów usprawiedliwieni?

Jezus powiedział: „Uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest miłe, a brzemię moje lekkie” (Mat. 11, 29-30). Powodem, dla którego jest tak mało prawdziwego odpoczynku i trwałego pokoju serca, jest to, że istnieje tak niezmierna miłość własnego „ja”. Własne „ja” jest połączone ze wszystkim, co robimy. Musimy posiadać mniej własnego „ja”, a więcej Jezusa. Gdybyśmy mogli stanąć przed tronem sędziowskim Chrystusa i usłyszeć co jest o nas mówione, jak różną ocenę naszego charakteru usłyszelibyśmy od tej, którą sami sobie wystawiamy. Musimy upaść na Skałę i rozstrzaskać się, ażeby mogło nie być nic z własnego „ja”, a wszystko z Jezusa.

Istnieje potrzeba dobrej religii domowej, aby zbawczy wpływ mógł być wywarty w naszych rodzinach. Nauczmy się być misjonarzami wewnątrz murów naszych własnych domów, przez bycie czułymi, współczującymi, łagodnymi i uprzejmymi wobec ukochanych wokół ogniska domowego. W wielu domach istnieje wielka potrzeba ducha miłości. Słowa, które są wypowiadane są zbyt często podobne do bezlitosnego gradu, który tłucze delikatną roślinę, podczas gdy powinny być podobne do rosy i przelotnego deszczu, który pada, aby odświeżyć i ożywić. Pracujcie w waszej własnej winnicy i kultywujcie ducha miłości. Nie bądźcie tak bardzo gorliwi w pracy na zewnątrz, dopóki w waszych sercach i domach nie jest widoczny zdolny do uczenia się, podobny Chrystusowi duch, który będzie rozsiewał błogosławieństwa na wszystkich znajdujących się w zasięgu jego mocy.

Jezus kocha nas, a my powinniśmy być tak przepojeni Jego miłością, aby inni odczuwali jej wpływ, gdy wchodzą do naszych domów. Tam, gdzie przebywa duch miłości, przenika on całą rodzinę, a gorzkie, szorstkie i porywcze słowa są całkowicie opanowane. Otwórzcie drzwi waszych serc i domów, ojcowie i matki. Niech Jezus wejdzie. Niech mieszka z wami. Wówczas możecie przyprowadzić Go ze sobą do kościoła; i gdziekolwiek pójdziecie, będziecie jak lampy, oporządzone i płonące, rozlewające promienie światła wszędzie wokół was, czy to w świecie czy w prywatności waszych własnych domów. Każdy z was będzie się cieszył Bożą życzliwością. Gdyby Jezus mieszkał w każdym domu, kościół odczułby odświeżającą obecność Pana. Istnieje praca do wykonania dla błądzących. Ale nie wykona jej spieranie się z nimi. Gdy próbuję z takimi pracować, a oni szukają sporu, nie odpowiadam niegrzecznie. Mówię im, że nie przyszłam spierać się, ale rozmawiać o miłości Boga do nas, i aby dowiedzieć się jak przedstawiają się w tej godzinie Jego sądu. Staram się wypowiadać słowa wiary i nadziei, aby zabrać niewiarę, która odprowadza ich od Jezusa.

Pytaniem każdego z nas powinno być: „Jak przedstawiam się w duchowych rzeczach?” Bracia, czy czujecie moc obecnej prawdy na waszych sercach, uświęcającą wasze życie i charakter? Czy zdobywacie dusze dla Boga? Gdy widzicie, że ktoś popada w słabość w czasie drogi, czy ponaglacie go, aby wzmocnić i pomóc mu? Czy skłaniacie się i błagacie Boga w sprawie jego duszy? Mówi się, że pewnego razu niewierny przyszedł, aby spierać się o kwestię swej niewiary z panem Moody. Ewangelista powiedział do niewierzącego: „Pomódlmy się zanim będziemy rozmawiać o tych sprawach” i skłonili się, a podczas gdy pan Moody modlił się, Bóg zmienił serce tego człowieka. To Bóg zadziałał, gdy zawiodły argumenty. Pracujmy według tego planu i módlmy się jedni za drugich, wprowadzając jeden drugiego wprost w obecność Bożą przez żywą wiarę. Pan zna wszystkie myśli i uczucia serca; i jakże łatwo może stopić nas, jakże Jego duch, jak ogień, może podbić kamienne serce, i jak młot może roztrzaskać skałę w kawałki! Jakże może On wypełnić duszę miłością i delikatnością! Jakże może dać nam łaski swego Ducha, aby przygotować nas, aby wejść i wyjść w pracy dla dusz! Ta moc powinna być odczuwana dziś w kościele i będzie odczuwana, jeśli tylko będziemy zważać na nauki i wskazówki Chrystusa. A gdy Jezus wstąpi do was, powie słodko: „Pokój wam”. Nie da On takiego pokoju jak daje świat, ale pokój który przekracza wszelkie zrozumienie. A z pokojem Chrystusa w was, gdy zobaczycie odpadającego brata, będziecie uzdolnieni, aby powiedzieć właściwą rzecz we właściwym czasie. Będziecie zręcznym pracownikiem, który nie musi się wstydzić.

Bóg wyznaczył cenę za dusze ludzi: „Męża droższym uczynię nad szczere złoto, a człowieka nad złoto z Ofir” (Izaj. 13, 12). Otóż jeśli człowiek jest tak cenny w oczach Bożych, jak powinien przedstawiać się w ocenie swych współbraci? Czy Jezus wstydzi się nas dzisiaj, ponieważ jesteśmy tak dalecy od przedstawiania Go światu? Czy wstydzi się nazwać nas braćmi, ponieważ szukamy naszej własnej chwały, zamiast chwały Bożej? Bóg tak wiele dla nas uczynił. Co my czynimy dla Chrystusa i dla siebie nawzajem?

O, porzućcie szorstką i krytyczną mowę. Nie usprawiedliwiajcie się uzasadniając, że jest to dla was czymś naturalnym mówić w pewien sposób. Nigdy nie mówcie: „Jest moim zwyczajem być szorstkim i mówić bez ogródek” i nie myślcie sobie, że jest to wystarczającym powodem, dla którego możecie pobłażać sobie w tym zwyczaju. Rozdzierajcie wasze serce, a nie waszą szatę, i zawróćcie do Pana. Starajcie się okazać waszą miłość dla tych, dla których umarł Chrystus. A gdy sprawiedliwy naród, który zachowuje prawdę, wmaszeruje, może będziecie wśród tej zwycięskiej kompanii, która stanie przed wielkim białym tronem, przypisując zbawienie Bogu i Barankowi. Wszyscy możecie mieć przywilej stania z tym omytym we krwi tłumem, który zwyciężył przez krew Baranka i przez słowo swego świadectwa. Jakże serce wasze podskoczy z radości, gdy usłyszycie: „Dobrze, sługo dobry i wierny! wejdź do radości pana swego” (Mat. 25, 21).

Jeśli nie wykonujecie uczynków Chrystusa, będą tacy, którzy powstaną w tym decydującym dniu, aby was potępić. Psalmista pyta: „Panie! Kto przebywać będzie w namiocie twoim? Kto zamieszka na twej górze świętej? Ten, kto żyje nienagannie I pełni to, co prawe, I mówi prawdę w sercu swoim. Nie obmawia językiem swoim, Nie czyni zła bliźniemu swemu ani nie znieważa sąsiada swego” (Ps. 15, 1-3). Gdy ktokolwiek przychodzi do was z plotką o waszym bliźnim, powinniście odmówić słuchania jej. Powinniście powiedzieć mu, „Czy rozmawiałeś o tej sprawie z osobą, o którą chodzi?” Jeśli tak nie uczynił, powiedzcie mu, że powinien być posłuszny biblijnej zasadzie i najpierw pójść do swego brata, i powiedzieć mu o jego błędzie na osobności i w miłości. Gdyby zarządzenia Boże były wykonywane, upusty plotki byłyby zamknięte.

Gdy wasi bracia i sąsiedzi przychodzą, aby się z wami zobaczyć, mówcie o cudownej miłości Jezusa. Weselcie się Jego wstawiennictwem dla zgubionego człowieka. Powiedzcie waszym przyjaciołom o miłości, którą macie dla ich dusz, ponieważ są oni nabytkiem krwi Chrystusa. Niech Bóg broni, abyśmy czynili ścieżkę innych zmęczonych podróżników cięższą przez wyolbrzymianie ich błędów i przez sądzenie ich czynów. Niech nam Bóg pomoże, abyśmy mogli wypowiadać słowa otuchy, nadziei i odwagi, aby rozweselić życie samotnych, zniechęconych i błądzących. Bądźmy jednomyślni wobec siebie, a nie różni w opiniach, po prostu w imię bycia po przeciwnej stronie niż nasi bracia. Rzucajcie całe światło słoneczne, jakie jest w waszej mocy, na ścieżkę innych. Będzie ona dla nich wystarczająco ciemna, nawet jeśli to zrobicie, ponieważ szatan narzuca swą ciemność na każdą duszę. Niech promienie Słońca Sprawiedliwości świecą na waszych współpielgrzymów, aby mogli oni radować się w Panu. Możecie to czynić w waszej domowej służbie misyjnej, w waszej sąsiedzkiej służbie misyjnej i w waszej kościelnej służbie misyjnej. Niech wasze światło świeci w tak jasnych, silnych promieniach, aby żaden człowiek nie mógł wstać na sądzie i powiedzieć: „Dlaczego nie powiedziałeś mi o tej prawdzie? Dlaczego nie dbałeś o moją duszę? Dlaczego kochałeś świat i jego przyjemności tak bardzo, że wywarłeś na mnie wrażenie przez myśl, że nie mogą one być złe? Dlaczego nie szedłeś po ścieżce wyznaczonej dla odkupionych Pańskich, aby po niej szli i prostowali ścieżki dla swych stóp? Wiedziałeś, że byliśmy w ciemności, a twoje pokrzywione ślady poprowadziły nas do całkowitej ruiny.”

Oby Bóg nam pomógł! Pozostało nam jedynie niewiele czasu, aby przygotować się do wiecznego świata. Jeśli wyrządziliście komuś krzywdę, powinniście iść wprost do niego, ująć go za rękę i powiedzieć: „Przepraszam, że cię skrzywdziłem myślą, słowem lub czynem.” Niebiosa będą z aprobatą spoglądać na taką scenę. Chcemy przełamać cały ten suchy, zimny faryzeizm. Chcemy, aby duch i moc Boża działały z naszymi wysiłkami w szkole Sabatu, w kościele, w biurach wydawniczych, w naszych instytucjach nauczania i w naszych sanatoriach. Pragniemy stałej obecności Jezusa z każdym indywidualnym członkiem naszych zborów.

Jako pokorni, wierni żołnierze Jezusa Chrystusa, macie stać w świecie stawiając czoło jego przeciwnościom – mała resztka, aby oczyścić gościniec. Chcecie wywierać taki wpływ, aby ludzie byli pociągnięci, aby oddali uczucia swych serc Bogu, i aby podjęli wymagane kroki w wierze, pokutę, nawrócenie i chrzest. Nie wystarczy jedynie być obeznanym z argumentami prawdy. Musimy wyjść naprzeciw ludziom poprzez życie w Jezusie. Nasza praca będzie pełnym sukcesem, jeśli przebywa w nas Jezus, bowiem powiedział: „Beze mnie nic uczynić nie możecie” (Jana 15, 5).

Jezus stoi pukając – pukając do drzwi waszych serc – a przecież mimo to, stale niejedni mówią: „Nie mogę Go znaleźć”. Dlaczego nie? On mówi: „Oto stoję u drzwi i kołaczę.” Dlaczego nie otwieracie drzwi i nie mówicie: „Wejdź, drogi Panie?” Tak się cieszę z tych prostych wskazówek dotyczących sposobu w jaki można znaleźć Jezusa. Bowiem bez nich nie wiedziałabym jak znaleźć Tego, którego obecności tak pragnę. Otwórzcie teraz drzwi i oczyśćcie świątynię duszy z kupców i handlarzy i zaproście Pana, by wszedł. Powiedzcie Mu: „Będę Cię miłował całym sercem. Będę wykonywać uczynki sprawiedliwości. Będę przestrzegać prawo Boże.” Wtedy odczujecie pełną pokoju obecność Jezusa. Oby Bóg wam pomógł, abyście w końcu mogli zaśpiewać zwycięską pieśń, mieć wasze szaty omytymi i wybielonymi we krwi Baranka, powiewać gałązkami palmowymi w waszych rękach i zagrać na złotej harfie przed tronem Bożym, z tymi wszystkimi którzy zdobyli wieczne zwycięstwo.

E.G. White, „Review and Herald”, 28.VIII.1888